Zarys dziejów

Najstarsze przekazane nam informacje dotyczące początków szeregu miejscowości tworzących obecnie rozległy teren gminy Jeleśnia przypadają na późne średniowiecze.

Stanowią one fragment historii związanej z Żywiecczyzną, która wstępuje w orbitę zainteresowań historyka u schyłku epoki piastowskiej. Pierwotne zasiedlenie Kotliny Żywieckiej datuje się na wiek XIII. Nie oznacza to bynajmniej, że opisywane tereny nie były zasiedlane wcześniej. Najstarsze ślady obecności ludzi na Żywiecczyźnie umiejscowić należy 2500 lat p.n.e. czego dowodzą badania archeologiczne na górze Grojec leżącej w rozwidleniu jakie tworzy rzeka Soła z Koszarawą. Miasto Żywiec przez całe wieki i lata odgrywające rolę centrum administracyjnego, gospodarczego i religijno-kulturowego regionu założone zostało w latach 1290-1310. W roku 1327 osada występuje pod nazwą miasta, po łacinie zwane opidium. Bardzo wcześnie zerwane zostały więzi ziemi żywieckiej z koroną polską.
Księstwo oświęcimskie, do którego przynależała Żywiecczyzna książe Kazimierz Sprawiedliwy w 1179 r. podarował Mieszkowi Plątonogiemu – księciu cieszyńsko-raciborskiemu. Konsekwencją tego zdarzenia było wejście Żywiecczyzny na prawie III wieki w skład ziem śląskich politycznie podporządkowanych koronie czeskiej. Dopiero w XV wieku, w 1457 r. drogą wykupu przez króla Kazimierza Jagiellończyka powraca Żywiecczyzna do korony. Na przestrzeni przemijających wieków właścicielami Żywca i rozległych obszarów położonych w dolinie rzeki Soły i Koszarawy oraz wzniesień i grzbietów górskich Beskidu Żywieckiego będą Skrzyńscy, Komorowscy, Wazowie, Wielopolscy i Habsburgowie.
Najwcześniejsza informacja dotycząca Jeleśni pochodzi z 1584 r. W tym czasie miała już miejscowość swój własny kościół. Znany dziejopisarz Żywiecczyzny, sławetny wójt miasta Żywca Andrzej Komoniecki w dziele swojego życia pt. „Chronografia albo Dziejopis żywiecki” pod datą 1584 r. zanotował:
„... Roku tegoż także w Sobotę przed Św. Mateuszem godziny 1200 przez tego dzwoniarza Jana Wayzera z Kubina ulany dzwon do Jeleśnie, na którym litery te wylato: Vox mea vox vitae, voco vos, ad sacra venite. Anno 1584...”
Posiadanie własnego kościoła przez wieś nie było łatwe ani proste. Na taki wydatek pozwolić sobie mogły tylko miejscowości ludne i bogate. Musiała być w owym czasie Jeleśnia wsią o wieloletnim rodowodzie. Prawdopodobnie jej założenie przypada na przełom XV i XVI wieku. Za założycieli wsi uważa się Wołochów, którzy w tym czasie pojawili się na terenie Żywiecczyzny. Wołosi byli wędrownymi pasterzami pochodzącymi z obszarów Półwyspu Bałkańskiego, najprawdopodobniej z terytorium obecnej Rumunii. Logika analizy procesu osadnictwa wołoskiego upoważnia do postawienia tezy, że jedną z pierwszych wsi założonych przez nich na Żywiecczyźnie jest Jeleśnia. Zręby praosady powstawały na płaskim terenie doliny rzeki Koszarawy. Na brzegach rzeki nie było już zwartego, wielowiekowego drzewostanu puszczy karpackiej, jako że systematycznie pozyskiwano go na wszelkie potrzeby gospodarcze. Rzeka stanowiła najprostszy i najłatwiejszy sposób transportu pozyskanego drewna. Wraz z powiększaniem się liczby mieszkańców osadnictwo oddalało się od dolin rzecznych zajmując nowe tereny na stromych zboczach górskich. W przeciwieństwie do pierwszego okresu zasiedlania terenu kolejny jego etap miał charakter wybitnie zarębowy. Aby uzyskać obszar pod zabudowę i na cele rolnicze należało najpierw usunąć z tego terenu las mający charakter prasterej puszczy. Wsie, które powstawały przy użyciu takiej metody, w przeciwieństwie do wsi rolnych noszą nazwę wsi zarębnych. Kierunek ekspansji osadniczej w praktyce wyznaczały poszczególne potoki górskie, których doliny stwarzały najdogodniejsze warunki dla osadnictwa ludzi. Kolejne wsie powstałe w ten sposób to Sopotnia Wielka i Mała, Krzyżowa, Korbielów i Przyborów. Nieco później bo dopiero w XVII wieku powstaje Pewel i Mutne. Z biegiem czasu okazało się, że chłopskie osadnictwo powoduje konflikt interesów z oczekiwaniami panów feudalnych. Na początku XVII wieku, w latach 1608-1620 panowie żywieccy zaczęli tworzyć rozległe folwarki. Najurodzajniejsza ziemia jaka mogła być wykorzystana na cele rolnicze w tym czasie była już zagospodarowana. Innej drogi niż rugowanie chłopów, spychanie ich na tereny górzyste nie było. Dotkliwie odczuli to jeleśniańscy chłopi bowiem na terenie wsi powstał jeden z bardziej rozleglejszych folwarków, który zaczęto nazywać kluczem jeleśniańskim. Obejmował on południowo-wschodnią część doliny, obszar 9 wsi. Poza Jeleśnią była to Pewel Wielka, Koszarawa, Krzyżowa, Sopotnia Wielka, Sopotnia Mała i Korbielów. W czasie nieco późniejszym przyłączono do folwarku Mutne i Hucisko. Ciężar utrzymania folwarku przypadł na barki miejscowej ludności. W 1624 r. zadłużone dobra żywieckie wykupuje królowa Konstancja, żona Zygmunta III Wazy. W rękach tej rodziny pozostały one do śmierci króla Jana Kazimierza w 1672 r.
Warto jeszcze przez moment zatrzymać się przy osobie ostatniego dziedzica władającego Żywiecczyzną przed Wazami jakim był Mikołaj Komorowski. Zapisał się on w pamięci potomnych jako wyjątkowy okrutnik, swawolnik i hulaka. W żądzy zaspokojenia swoich zachcianek nie cofnął się przed żadnym okrucieństwem, fałszem czy zdradą. Poza rugowaniem chłopów z co lepszych gruntów obracanych później na pańskie folwarki, fałszował monetę, pożyczał duże sumy pieniędzy, których nie zamierzał nigdy zwrócić. Niewiele czynił sobie z licznych wyroków sądowych jakie zebrały się na jego koncie. Jedną z jego ofiar jest proboszcz jeleśniański – Wojciech Gagatkowski, budowniczy pierwszego kościoła w Jeleśni, który na cześć właśnie tego księdza poświęcono Świętemu Wojciechowi. W cytowanym już poprzednio Dziejopisie żywieckim Andrzeja Komonieckiego pod datą 1618 roku spotykamy się z następującą relacją. Ksiądz Wojciech Gagatkowski jako, że kościół w Jeleśni podlegał parafii żywieckiej miał być przez Mikołaja Komorowskiego wypędzony z miasta przy biciu dzwonów. Jego jedynym przewinieniem było, że przeciwstawiał się jaśnie panu zastawiającemu co cenniejsze przedmioty z wyposażenia kościoła. Gagatkowski z pomocą studentów podczas jednej z procesji siłą odebrał srebrny krzyż zastawiony w Krakowie u proboszcza Kościoła Św. Jakuba. Żałosny koniec Komorowskiego dokonał się za przyczyną jednych z wierzycieli jakimi byli bracia Rylscy. Najechali oni w 1623 roku zamek żywiecki, który po krótkiej walce został przez nich zdobyty. Mikołaj Komorowski ratując życie salwował się ucieczką. Rylscy pragnąc powetować sobie poniesione straty dotkliwie splądrowali zamek pozbawiając go co wartościowszych przedmiotów. Podobnie postąpili z istniejącymi folwarkami gołocąc je z cenniejszego inwentarza.
Na czasy Wazów gospodarujących państwem żywieckim przypada szereg kataklizmów dziejowych, z których najdotkliwszy był okres potopu szwedzkiego. Król Jan Kazimierz uciekając przed nawałnicą szwedzką w październiku 1655r. przybywa do Żywca, którego jest właścicielem. Tutaj podejmuje szereg istotnych decyzji dla przyszłych losów kraju, a do rangi najważniejszego wydarzenia urasta ogłoszony 13.X.1655r. uniwersał nawołujący chłopów do obrony ojczyzny. Akt ten miał następujące brzmienie:
„... Wszem wobec, każdemu z osobna, komu o tym wiedzieć należy, osobliwie jednak pracowitym poddanym naszym majętności naszej żywieckiej, wiernie nam miłym, łaskę naszą królewską.
Wiernie moi mili!
Iż nieprzyjaciel zewsząd gwałtownie na państwo nasze następuje, a wojska nasze na troje będąc przeciwko trojakowemu nieprzyjacielowi, Moskwie, Kozakom i Szwedom rozdzielone, siłom i potędze jego wystarczyć nie mogą, przyszło nam na wierność waszą zawołać, to po nich koniecznie mieć chcąc, abyście w rusznice, kosy siekiery, cepy i inne wszelkie oręża na jakie się kto zdobyć będzie mógł, jako najporządniej przysposobiwszy, do urodzonego Jana Karwackiego, oficera naszego kupili i z nim zasieki porobiwszy, przeprawy i pasy popsowawszy, nieprzyjaciela gromili i znosili. A wy w nagrodę tego wierności wasze od wszystkich czynszów zamkowych do lat trzech uwalniamy, podatki jednak przez Rzeczypospolitą uchwalone w całości zachowujemy...”
Ogłoszenie królewskiego uniwersału na niewiele by się zdało gdyby nie agitacja podjęta przez miejscowe duchowieństwo. Przedstawiali oni najeźdźców jako „heretyckich lutrów” dokonujących zamachu na wiarę i religię katolicką. Rozpalona nienawiść jak pokaże niebawem historia eksplodowała nie tylko udziałem górali w walce ze Szwedami. Szlak przemarszu chłopskich chorągwi oznaczony został ofiarami rodzimych arian i ewangelików. Na czele tworzącego się ruchu zbrojnego stanął pleban żywiecki ksiądz Stanisław Kaszkowic, powszechnie nazywany Kądziołką. Dla księdza rzemiosło wojenne nie było pierwszyzną. Jeszcze jako pleban łodygowicki w 1651r. zebrał oddział 60 chłopów, z którymi wyruszył na pomoc żołnierzom biskupa krakowskiego Gembickiego oblegającego mury zamku w Czorsztynie, w którym schronił się przywódca powstania chłopskiego Kostka Napierski. W niedługim czasie organizatorom akcji udaje się zwerbować do 2 tworzących się oddziałów zbrojnych około 5 tysięcy chłopów. Żywiecczyzna sama nie była w stanie dać takiej ilości żołnierza, liczyła bowiem w tym czasie około 8 tys. mieszkańców. W oddziałach powstańców znaleźli się chłopi wywodzący się z terenu rejonu suskiego, Orawy i Śląska. Werbowano zbójników zapowiedzią darowania wcześniejszych win i przewinień. W taki sposób pozyskano zbrojną kompanię harnasia Mizi pochodzącego z okolic Jeleśni. Swoiste kuriozum stanowi osoba zbójnika orawskiego niejakiego Macieja Klinowskiego pozyskanego dla sprawy walki ze Szwedami obietnicą żołdu w wysokości 50 złotych. Herszt ten zasłynął obrabowaniem króla Jana Kazimierza powracającego do ojczyzny ze śląskiego Głogówka na początku 1656r. Zbójnicy pozbawili króla i towarzyszących mu dygnitarzy wszelkich kufrów i wyposażenia. Na liście ofiar Klinowskiego znalazł się także jeden z dowódców tworzącego się powstańczego wojska Jan Torasiński. Chroniąc swój dobytek przezornie chciał go bezpiecznie zabezpieczyć wywożąc do ojca piastującego urząd sołtysa słowackiej wsi Trzciana a więc poddanego królestwa Węgier. Na niewiele się to zdało bowiem nie kto inny ale Klinowski zwietrzył ten łatwy łup, który zrabował. Utworzone oddziały wzięły udział w wypędzeniu Szwedów z Oświęcimia po czym wyruszyły z pomocą obrońcom Jasnej Góry w Częstochowie. Po drodze stoczyły walki pod Mstowem, Działoszynem i Wieluniem. W momencie dotarcia chłopów do Częstochowy bohaterska obrona Jasnej Góry była zakończona. Najeźdźca wycofał się z miasta, zatem żołnierzom nie pozostało nic innego jak odwrót w kierunku własnego domu. Zagrożenie jednak nie minęło. Należało oczekiwać, że Szwedzi zechcą wziąć na chłopach odwet. Podjęto kroki zaradcze. Ufortyfikowano dostęp do Kotliny Żywieckiej wznosząc obronne szańce w Mikuszowicach, Międzybrodziu i miejscowości Las, zabezpieczając w tym ostatnim przypadku ewentualny atak od strony Przełęczy Kocierskiej. Każdego dnia na każdym z wymienionych szańców pełniło służbę 150 chłopów. Do starcia z wrogiem dochodzi niebawem na szańcach w Mikuszowicach k/Bielska. Przewaga sił nieprzyjaciela liczących 800 dragonów i 200 rajtarów przyczynia się do klęski górali. Szwedzi zdobywają żywiecki zamek i plądrują i niszczą miasto. W niedługim czasie Szwedzi wycofali się z Żywca by połączyć się z głównym trzonem wojsk armii. Trwałą pamiątką owych burzliwych wydarzeń historycznych dokumentujących czynny w nich udział chłopów Jeleśni i okolicy jest szereg nadań i przywilejów. Dowiadujemy się, że halę w podszczytowej partii Pilska, najpewniej chodzi o obecną Halę Miziową otrzymał niejaki Mizia z Jeleśni. Przywilejem z 24.03.1657r. Grzegorz Słowik, mieszkaniec Jeleśni za poniesione zasługi otrzymuje nadanie praw własności do roli tzw. niewdanowskiej. Ponadto zwalnia się go od wszelkiej robocizny i płacenia podatków zamkowych. Inny akt wystawiony w Żywcu 04.07.1669r. nadaje przywilej Mikołajowi Jodłowcowi, młynarzowi z Przyborowa, który podczas ekspedycji szwedzkiej pachołka kosztem własnym zawsze do obozu wyprawiał prawo do gruntu, na którym stoi młyn, nadaje mu halę i zwalnia go od dotkliwych świadczeń i podatków na rzecz żywieckiego zamku. Trudno dzisiaj z fragmentów zachowanych informacji oszacować jak duża grupa górali odniosła w wyniku zaistniałej sytuacji konkretne ekonomiczne korzyści dające poprawę ich dotychczasowej egzystencji. Jeżeli nawet nagrodzeni zostali nieliczni to i tak na bardzo długo wydarzenia te pozostaną w zbiorowej pamięci co dobitnie pokaże najbliższa przyszłość.
Kłopotliwym wianem Rzeczypospolitej po ustąpieniu najazdu szwedzkiego jest 40 tys. armia bezrobotnego wojska, na opłacenie którego kraj nie posiada pieniędzy. Żołnierze biorą sprawy w swoje ręce organizując się w zbrojne związki. Dochodzą zaległego żołdu najeżdżając poszczególne połacie kraju. Jeden z nich, Związek Pobożny na przełomie 1661-1662r. dociera na Żywiecczyznę. Opisy rekwirowania bydła, drobiu i innego inwentarza, zdzierania odzieży z chłopów, wszelkich gwałtów i okrucieństwa należą do obrazu dnia codziennego. Liczne apelacje i skargi zgłaszane do króla przynoszą skutek. Celem zaprowadzenia porządku i spokoju wysyła król Jan Kazimierz chorągiew żołnierzy pod dowództwem porucznika Stefana Bidzińskiego. Jak trafnie zauważył znany historyk dziejów Żywiecczyzny prof. Stanisław Szczotka porównując królewska pomoc do ceremoniału wypędzania diabła przy pomocy Bulzebuba. Przysłani obrońcy niczym nie różnili się od uprzednich ciemiężycieli. Granicę wytrzymałości przed nie kończącym się bezprawiem przerwali jeleśniańscy chłopi. Wnoszą oni na granicy dolnej Jeleśni, w naturalnym zwężeniu doliny nad rzeką Koszarawą obronny szaniec celem, którego jest nie dopuszczanie wojska do wsi. Zdecydowana postawa chłopów musiała stanowić poważne zagrożenie dla 200 osobowej chorągwi zawodowego wojska skoro Bidziński podejmuje starania celem pozyskania zbójników i przy ich pomocy chce doprowadzić do pacyfikacji buntu. Mediatorem w sporze staje się znany już nam duchowny ksiądz Kaszkowic cieszący się zapewne sporym autorytetem wśród górali. Mają oni w myśl zawartej ugody zrezygnować z czynnego oporu, zaś Budziński gwarantuje im nietykalność. Zawarte porozumienie okazuje się niewiele warte. Chorągiew Budzińskiego wkracza na teren, do którego dotąd bronił dostępu szaniec, paląc zabudowania Jeleśni i Mutnego. Żołnierze pojmują Wawrzyńca Mendralę, Tomasza Kamińskiego i Krzyżowskiego i uprowadzają ich jako buntowników celem osaczenia w lochach żywieckiego zamku. Z niebywałej opresji chłopów ratuje wstawiennictwo mieszczan i władz miasta Żywca świadomych, że racja i sprawiedliwość pozostaje po stronie jeleśnian.
Śmierć króla Jana Kazimierza w 1672r. właściwie kończy obecność Wazów jako właścicieli Żywiecczyzny.
Tylko jeszcze przez 5 najbliższych lat ich dobra dzierżawił będzie Wawrzyniec Wodzicki.
Od 1678r. Państwo Żywieckie drogą wykupu przechodzi na własność Jana Wielopolskiego, pana na Pieskowej Skale. Wielopolscy gospodarzyli na Żywiecczyźnie przez 130 lat.
Moment, na który przypada zakup dóbr żywieckich przez Wielopolskich sprzęga się z niezwykle trudną sytuacją Rzeczypospolitej. Kraj zrujnowany najazdem szwedzkim ogarnia z wolna pogłębiająca się agonia. Sytuację pogarszają liczne klęski żywiołowe mające miejsce w tym czasie. Los nie oszczędził Ziemi Żywieckiej.
Tragicznym pokłosiem owych burzliwych czasów jest porzucenie przez chłopów dotychczasowych domów i siedzib i poszukiwanie nowych możliwości osadniczych. Takie możliwości dawała pobliska Orawa gdzie było jeszcze sporo wolnej przestrzeni, jaka mogła być wykorzystana na cele osadnicze. Szereg wsi, które powstają w XVII wieku na tym obszarze, tworzonych jest rękami wychodźców z dóbr żywieckich. Świadczą o tym nazwy wsi i licznych przysiółków, jakby żywcem przeniesione znad Soły i Koszarawy. Szacuje się, że około 2500 osób zmuszonych beznadziejnym położeniem opuściło dotychczasowe miejsce zamieszkania.
Wielopolscy kupując dobra żywieckie bynajmniej nie kierowali się sentymentem ale chłodną kalkulacją nastawioną na zysk i pomnożenie swojego dotychczasowego majątku. Zrujnowane dobra, pozbawione ludzi a więc siły roboczej takowych szybko dać nie mogły. Poczęto szukać najróżniejszych zasobów przy pomocy, których można osiągnąć zyski. Jedyna droga wiodła poprzez ograniczenie dotychczasowych przywilejów. Polityka ta dotknęła zarówno mieszczan jak i chłopów. Pierwszych pozbawiono prawa wyszynku, prowadzenia karczm, sprzedaży piwa i wódki. Chłopom ograniczono prawo swobodnego wypasu owiec i bydła w dworskich lasach. Wzrosły chłopskie powinności wobec folwarków, podatki i czynsze zbierane przez zamek. O powadze i tragizmie sytuacji jaka wówczas zapanowała świadczyć może jeden z zapisków Andrzeja Komonieckiego, który był naocznym świadkiem tych wydarzeń i pisał, że właściwie z chwilą gdy odebrano wolność i pożywieni ludziom tu mieszkającym to miasto Żywiec przemieniło się w „Biedziec”. Ludzie biedę okrutną znosić muszą, głód jest codziennym towarzyszem. Swoje rozważanie kończy Komoniecki gorzką ironią, że odtąd miasto nazywać się winno nie Żywiec ale Mrzygłód co bardziej prawdę będzie oddawało o nim samym. Pokłosiem nędzy i ciężkich warunków życia było zbójnictwo górali. Żaden inny okres historii nie przynosi tak dużego rejestru zbójników. Zbójnickie kariery były zazwyczaj bardzo krótkie i kończyły się szubienicą. Poczynając od 1688 roku w ciągu najbliższych 10 lat skazano na śmierć 35 zbójników. Egzekucje chłopów co to chcieli zrównać świat zabierając bogatym i rozdając biednym przyciągały tłumy ludzi. Na nic zdawały się szubienice, wieszanie na rzeźnickim haku za poślednie żebro, żywcem obdzieranie ze skóry, łamanie kołem, ciągle znajdowali się chętni by iść w ślady głośnych harnasi takich jak Martyn Portasz, zwany także Dzigoszykiem, który pochodził z Orawy, Malchera Talika z Gilowic, Tomasza Masnego z Szarego czy też najsławniejszego spośród nich Wojciecha Klimczaka z Lipowej. W zbójnickich kompaniach nie brakowało górali wywodzących się z Jeleśni, Korbielowa, Sopotni i Krzyżowej. Miejscem szeregu zbójnickich kryjówek były puszczańskie lasy Pilska, Lipowskiej, Rysianki i Romanki.
Rozległe dobra drogą różnorakich koneksji, dziedziczenia, podziałów, wian małżeńskich, wykupu, kilkakrotnie w swojej historii były dzielone, na powrót łączone, zmieniali się właściciele poszczególnych kluczy. Nie mniej pozostawały dobra w rękach rodu Wielopolskich. Na okres ten przypadają pierwsze próby podjęte celem stworzenia na Żywiecczyźnie przemysłu. W roku 1819 powstaje huta szkła w Złatnej, natomiast w 1838r. rozpoczęto budowę huty żelaza w Węgierskiej Górce. Ostatnie wydarzenie miało spore znaczenie dla mieszkańców Jeleśni i okolicy. Huta potrzebowała trzech rzeczy: rudy żelaza, drewna i siły roboczej. Eksploatowane rudy żelaza były syderytami występującymi głównie w tupkach różnego wieku, które tworzą flisz karpacki, podstawowy materiał geologiczny z jakiego zbudowany jest Beskid Żywiecki. Rudę pozyskiwano w Jeleśni, Przyborowie, Sopotni Małej, Wielkiej, Mutnem i Pewli Małej. Tradycje hutnictwa żelaza na Żywiecczyźnie mają znacznie dłuższą historię i należałoby ją umiejscowić w XIV wieku. Jedna z historycznych dzielnic miasta Żywca – Rudza miała być założona przez sprowadzonych z Niemiec i Czech rzemieślników zajmujących się wytopem żelaza. Uważa się, że właśnie oni są założycielami najstarszego żywieckiego średniowiecznego kościoła pw. Św. Krzyża. Inne dodatkowe wzmianki w interesującym nas temacie przynosi Dziejopis żywiecki pod datą 1570 roku. Andrzej Komoniecki zanotował: „ ... Roku tegoż huta na Bystrej nastała ...”. Kolejna wzmianka pochodzi z 1679 roku. „ ... Tegoż roku huta żywiecka za Pewlą, w której ostatni był hutnik Wawrzyniec Mandecki ustała, obróciwszy te grunta na zarębki wymieniwszy ich Nro 15 i stąd tę część Huciskami nazwano ...”.
Podane przykłady nie wyczerpują całości zagadnienia. Inicjatywy gospodarcze podejmowane przez Wielopolskich nigdy nie przyniosły zakładanych oczekiwań. W roku 1838 dobra żywieckie zostają sprzedane Habsburgom, którzy powiększają dotychczasowe swoje włości sięgające od doliny Olzy na wschodzie aż po przełom rzeki Skawy na zachodzie. Z nimi zwiąże swe losy Żywiecczyzna przez kolejne 107 lat i potrwają one do 1945 roku. Nieśmiałe próby uprzemysłowienia zainicjowane przez Wielopolskich w Habsburgach znajdują godnych kontynuatorów. Obok metalurgii, której symbolem jest systematycznie rozbudowująca się huta w Węgierskiej Górce stawiają na rozwój gospodarki leśnej i przerób drewna.
W roku 1856 zakładają w Żywcu browar, którego sława trwa się do dnia dzisiejszego. Ofiarą nowych terenów gospodarczych staje się wieś. Prawo swobodnego wypasania stad owiec i bydła po lesie i polanach zostaje ograniczone. Las, drewno staje się zbyt cennym surowcem aby właściciele mogli pozwolić na jego niszczenie w wyniku gospodarki pasterskiej. Śródleśne polany masowo są zalesiane. Brak terenów wypasowych powoduje drastyczne zmniejszenie pogłowia owiec i bydła. Regres z jakim mamy do czynienia w rolnictwie częściowo rozwiązany jest poprzez zatrudnienie nadmiaru istniejącej siły roboczej w leśnictwie, przy pozyskaniu i wyróbce drewna. Istotna zmianę w uprawie roli przynosi wprowadzenie pod koniec XIX wieku do uprawy ziemniaka, który w bardzo krótkim czasie staje się obok owsa i żyta podstawową rośliną uprawną. Istniejący głód ziemi uprawnej w części rozwiązują ówcześnie stosowane metody gospodarcze leśnictwa. Wybitny znawca historii żywieckiego leśnictwa Włodzimierz Kawecki pisał:
„ ... Zrąb po uprzątaniu drewna tak użytkowego lub opałowego zostaje późną jesienią lub wczesna wiosną wypalony z odpadów pozostałych po wyróbce. Zrąb taki oddawany bywa stałym robotnikom leśnym pod uprawę rolną, na którym w pierwszym roku sadzą ziemniaki, zaś wiosną następnego roku sieją owies lub krzycę (gatunek prymitywnego żyta) ...”.
W II połowie XIX wieku Jeleśnia jest świadkiem dwóch poważnych wydarzeń zmieniających dotąd jednorodne narodowo oblicze wsi i okolicy. Właściciele dóbr żywieckich do pracy w lesie sprowadzają rzekomo bardziej fachowe siły jakimi są koloniści ściągnięci z Czech, Austrii i Niemiec. Dla nich administracja dóbr Habsburgów buduje całe osiedla domów, które do naszych czasów przetrwały w nazwie przysiółków jako Kolonia, np. Sopotnia Kolonia. Na terenie Jeleśni zaczynają osiedlać się także Żydzi, którym do czasów Wiosny Ludów, a więc 1848 roku władze monarchii austriacko-habsburskiej zabraniały osiedlania się na wsi. Na przestrzeni kilku dziesiątków najbliższych lat Jeleśnia stanie się jednym z większych skupisk ludności wyznania mojżeszowego na terenie Żywiecczyzny. Osiedlanie się wychodźców z innych kręgów kulturowych i cywilizacyjnych miało spory wpływ na przeobrażenia kulturowe mieszkańców Jeleśni i wsi skupionych na jej obrębie. Przełom lat 1847-1848 to okres bardzo tragiczny. Okolicę nawiedza straszna epidemia cholery dziesiątkująca miejscową ludność.
Warunki życia nigdy tutaj do łatwych nie należały. Mimo wielu przeciwności liczba ludności systematycznie malała. Mało urodzajna ziemia nie była w stanie wyżywić swoich mieszkańców. Stąd bardzo wcześnie chwytano się tutaj najróżniejszego rzemiosła. W Sopotni trudnią się bednarstwem robiąc konewki, cebrzyki i putnie. W Koszarawie robią grabie, łopaty, solniczki, warzechy, rogalki, odcedzaki, masalnice oraz drewniane zabawki. W Sopotni Wielkiej wykonywano drewniane części kobzy zwanej tu dudami z drewna cisowego, bogato inkrustowanego ozdobną cyną. Wyrobem gontów parali się mieszkańcy Sopotni Małej i Wielkiej i Korbielowa. Dudziarzami, którym mało kto mógł dorównać, grających po weselach po wsiach Żywiecczyzny byli korbielowianie. Najmniej rzemieślniczego talentu mieli mieć jeleśnianie.
Jedna z rubasznych ludowych piosenek tak ujmuje tę kwestię:
„ ...Oj Jeleśnia, Jeleśnia, baba chłopa odesła, a dlaczego odesła? – bo nie umiał rzemiesła ...”.
Oczywiście piosenka najprawdopodobniej nijak miała się do prawdy, w Jeleśni podobnie jak we wszystkich pozostałych wsiach kwitło rzemiosło. Dla tych, dla których nie starczało już chleba, nie pozostawało nic innego niż emigracja. Wyjeżdżali ludzie za pracą do Prus, Węgier i za ocean, do Ameryki. Ostatnia fala emigracji mieszkańców najwyżej położonych przysiółków jak Głuchaczki na terenie Przyborowa dokonała się w 1935 roku, kiedy to mieszkańców Głuchaczek wysiedlono na Pomorze.

Facebook